To była dłuuuuuuuuga podróż. Wyjechaliśmy ze Zgorzelca około 19 godziny. Pogoda taka sobie, ale najgorsze miało się dopiero zdarzyć. We Wrocku obowiązkowe KFC. Wyjazd z Wrocławia w kierunku Bełchatowa. Około 2 w nocy 1,5 godziny snu. Zaczął padać śnieg (22.03.07). Podczas dalszej jazdy ściana śniegu o zgrozo i gierkówką z prędkością 50-60 km/h. W Warszawie jesteśmy na 6 rano, a spotkanie na 9. Zwiedzamy:
1. Dziuplę darmozjadów przy Wiejskiej
2. Grób Nieznanego Żołnierza
3. Nike
4. Zamek Królewski
5. Kolumnę Zygmunta, któremu cytujemy słowa z komedii (...) pan tu nie stał(...)
Jedziemy na spotkanie.
Powrót nie przyniósł nic ciekawego. Pogoda się poprawiła i wracało się o wiele lepiej (mimo zmęczenia).
Wartym odnotowania był fakt złapania kapcia w Bolesławcu, który doprowadził mnie do szewskiej pasji, ale cóż. Dojechaliśmy około 21.30. A ja na nockę do pracy!!!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
No toś prawie jak bohater:).Zdjęcia wklej;)
A jak Ci się jechało po śniegu?
Chuck Noris to ponurak przy kubie :))))
A po coć tam jechał ??? Z tego opisu nic nie wynika. Byłem w Wawie, zawieśniaczyłem w KFC, spotkałem sie i wróciłem ... Wstałem , ziewnąłem i poszedłem do pracy ....blogersi :) jwdTm!
Swietny blog, gratulacje.
Prześlij komentarz